Ambitne plany były.
Realizowane przez jakiś czas. Po czym upadły. Miała być perfekcyjna organizacja
czasu, nauki itp.., regularna nauka i przygotowywanie się do zajęć, codzienne
zajmowanie się (choć w małym stopniu) pracą licencjacką, codzienne ćwiczenia
fizyczne.
I co? I przyszedł kryzys. Nic się nie chce. Brak celu, motywacji i
jakiejkolwiek ochoty żeby coś robić. Robienie wszystkiego, tylko nie tego co
trzeba. Lepiej posiedzieć na facebooku, oglądać tv, lub po prostu gapić się w
ścianę. Przerażające - taka wegetacja. Usprawiedliwiałam się tym, że 7 dni w
tygodniu mam zajęcia i jestem zmęczona. Ale tak naprawdę to żadne
usprawiedliwienie. Marna wymówka.
Obudziłam się dzisiaj z ogromnym
postanowieniem: wziąć się w końcu za siebie, przestać się użalać, wegetować i
wziąć życie w swoje ręce. Znowu regularnie ćwiczyć, zorganizować swój czas na
nowo. Wykonywać ćwiczenia z tych wszystkich poradników o samorozwoju, które
czytam.
Pozostaje kwestia na
ile mi starczy tego nowego zapału :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz